One Piece Fanon Wiki
Advertisement

Spisek w sali obiadowej - One Piece: Historia innego początku, rozdział 8


W domu panny Kay'i rozpoczęła się uczta. Na stoły wyłożono dużo różnorodnych potraw, niektórych aż pływających w tłuszczu, a innych, lżejszych, to sałatek, to owoców...

Smoker nie był przekonany, co do przyjścia tutaj, jednak skoro cała reszta postanowiła przyjść, ostatecznie przyjął propozycje, choć bardzo niechętnie. Ciągle jeszcze brakowało organizatora, lokaja Kurahadola. To na jego propozycję, Kaya zgodziła się na odbycie kolacji w takim dużym gronie. Mimo jednak braku jednej osoby, Luffy szybko zaczął pochłaniać masowe ilości jedzenia i gdyby inni także nie zaczęli jeść, nic by dla nich nie zostało. Usopp usiadł blisko pani gospodarz, zaczął jej opowiadać niestworzone historie o swoich przygodach, jak to miał w zwyczaju. Siedząca w pobliżu Nami, często cicho chihotała z jego opowiadań.

W końcu, przybył i sam lokaj. Kurahadol był w średnim humorze, ale starał się zachowywać zimną twarz.

- Przepraszam, za spóźnienie. Chciałbym was powitać na kolacji, ale widzę... - większość talerzy była już pusta, wszystko dzięki gumowemu żołądkowi Luffy'ego - ...widzę, że sami się już obsłużyliście. Cóż, może podać wam coś do picia?

- Nie potrzeba, na stole stoi sok i woda. - powiedział Merry.

- A może jest sake? - spytał Zoro.

- Tak, oczywiście. Zaraz przyniosę panu trochę. Komuś jeszcze? Może panu, kapitanie?

- Nie, obejdzie się bez.

W końcu, Kurahadol przekonał do wypicia sake jeszcze Luffy'ego, Nami, Usoppa i wszystkich marynarzy. W kuchni jednak dosypał jeszcze coś do trunków.

Po kilkunastu minutach, Zoro już spał. Kurahadol naprawdę zdziwił się, czemu środek zadziałał tak szybko, ale nie było dobrze, bo inni wciąż nie spali. Jeśli sobie wszystko uświadomią...

- Posłuchajcie... - chciał odwrócić ich uwagę od śpiącego łowcy piratów, lecz przerwała mu Kaya.

- Poczekaj, czemu Zoro zasnął?

Cios w plecy. Cała prawda za chwilę się wyjawi, a on nie zdążył niczego dosypać kapitanowi, choć wielokrotnie próbował.

- Hah, to nic. - zaśmiał się Luffy - Zoro lubi zasypiać w różnych dziwnych miejscach i chwilach.

Z Kurahadola zeszło powietrze. Uff... Tak blisko. Jednak nadal nie było dobrze, ciągle kapitan, czyli najgroźniejszy z możliwych przeciwników, nie miał okazji zjeść coś na sen. Mogło być groźnie, a jako, że zbliżał się już czas... Nagle Kurahadol cicho, bez słowa wyszedł z sali.

- Panie Kurahadol! - pobiegł za nim Merry, nie wiedząc, co się stało. Lokaj zniknął w swoim pokoju.

- P-Proszę pana...? - mówił stojąc w drzwiach. Nie chciał zbytnio wchodzić w przestrzeń Kurahadola.

- Merry... Widzisz księżyc?

- Nie widzę, ale wiem, że dzisiaj ma być pełnia.

- Tak, pełnia. - nagle, usłyszał dźwięk zderzania się metalu - Pełnia mnie ożywia. Sprawia, że jestem bardziej... Żądny krwi.

Te ostatnie słowa przeraziły mężczyznę. Chciał coś powiedzieć, chciał uciec... Jednak szybki ruch ostrzy lokaja pozbawił go przytomności. Na podłogę upadł ciężko ranny, przecięty w pięciu miejscach na brzuchu.


- Kapitanie! Kapitanie! - krzyczała trójka dzieci u wejścia do dużego domu Kayi. Po usłyszeniu słów Kuro i dziwnego faceta, zostali zauważeni i nawet niewiadomo kiedy, zasnęli. Dziwne, że nic im się nie stało, ale widocznie nie uznano ich za zagrożenie. Drzwi otworzyła panna Kaya.

- Ninjin, Piiman, Tamanegi. Co się stało? - spytała spokojnie.

- Musicie uciekać, Kurahadol jest zły i chce nas wszystkich zabić!


Ta informacja wstrząsneła wszystkimi w sali jadalnej. Żeby Kurahadol był piratem i chciał dokonać takiego czynu!?

- Kurahadol... Że też nie rozpoznałem w nim kapitana Kuro! Cóż, myślałem że dawno zginął. Ale w takim razie, po co by zapraszał nas, marynarzy na kolacje? - spytał Smoker.

Nagle wszystko stało się jasne. Nie dosyć, że Zoro i Luffy spali już w najlepsze, Usopp nagle powalił się na stół, a Kaya, Nami a także inni marynarze zaczęli gorzej się czuć, jakby naprawde silnie chciało im się spać.

- A więc to tak! - krzyknął Smoker - To zasadzka! Wiedziałem, że jest w nim coś podejrzanego. - nagle, słychać było szczęk metalu i ciężkie kroki kogoś idącego korytarzem - Dzieciaki, schowajcie się!

Do środka wszedł Kuro.

Wchodząc do środka, widział tylko Smokera. Kapitan z małą pomocą dzieci odsunął wszystkich pod ścianę.

- Hmm... Gdzie są wszyscy, panie kapitanie?

- Wyszli, by nabrać świeżego powietrza. - powiedział ironicznie - A jak tam kolacja, kapitanie Kuro?

Te słowa nie przestraszyły pirata, nawet wręcz przeciwnie. Głośno się zaśmiał i poprawił okulary wewnętrzną częścią dłoni.

- Kapitan Kuro, mistrz planowania. Pięć lat temu upozorował własną śmierć, poświęcając swojego człowieka!

- No, no, no. Widzę, że mnie znasz. Mamy, a raczej mieliśmy ten sam szczebel władzy, kapitan. Co powiesz na małe porównanie sił?

Gdy jeszcze to mówił, Smoker miał tuż gotowe do ataku Jitte i zaatakował nim przeciwnika, celując w brzuch. Ten jednak, zrobił szybki unik i przebiegając koło Smokera, starał się go pociąć.

- Huh, diabelski owoc. Jak tu pokonać dym? - nagle, Kuro wyskoczył przez okno. Gdy tylko Smoker się wychylił, go nigdzie nie było.

- A niech cie! - na chwilę, postanowił go zostawić. Starał się obudzić wszystkich. Krzyczał, niektórych uderzał, a nawet polał wodą. Nic z tego.

- Jednak, muszę chyba sam skopać mu tyłek.

- Skopać? - powiedział dosyć cicho Luffy. Otworzył oczy i, choć było mu ciężko, wstał na nogi. Smoker był przeraźliwie zdziwiony, czy ten chłopak ma jakieś granice!? Wystarczy, że powie się koło niego jakieś hasło, już wstaje. Luffy ciągle ciężko się chwiał, ale oparł się o ścianę.

- Komu trzeba skopać tyłek?


Statek przycumował do brzegu. Wielki Jolly Roger można było łatwo rozpoznać. Piraci Czarnego Kota! Była załoga kapitana Kuro! Mężczyzna już czekał na nich na miejscu. Był tam także szalony hipnotyzer.

- Jango, to mój dzień!

- A jakże, kapitanie.

- Nie nazywaj mnie tym tytułem...

- Dobra, dobra...

Był środek nocy, wszyscy spali. Kuro myślał, że Smoker ruszy za nim, lecz ten jednak przez te dwie godziny nawet nie zbliżył się do wybrzeża.

Kontynuacja

Advertisement